Myślę, że warto sięgnąć do historii by zobaczyć, jakie szanse ma dialog chrześcijańsko-muzułmański.
Najpierw trzeba mieć na uwadze, że Mahomet ani razu nie nazwał swojej religii religią pokoju. W Koranie można przeczytać słowa: „Przypisana jest wam walka, chociaż jest wam nienawistna. Być może, czujecie wstręt do jakiejś rzeczy, choć jest dla was dobra. Być może, kochacie jakąś rzecz, choć jest dla was zła. Allah wie, ale wy nie wiecie!” (2:216). Mahomet osobiście uczestniczył w 27 wyprawach wojennych (gazwa), poza tym z jego rozkazu zorganizowano 38 wypraw przeprowadzonych przez jego towarzyszy. Przeważnie były to napady, zasadzki i pułapki, przy czym prawie każdą akcję Mahomet usprawiedliwiał rozkazem rzekomo otrzymanym od Allaha.
Jeśli chodzi o chrześcijan, to mamy interesujący przykład miasta Nadżran (dzisiejszy północny Jemen), które w okresie przedislamskim doznało rozkwitu i uchodziło za największe i najsilniejsze skupisko chrześcijan arabskich. Ok. roku 630, zwanego w tradycji islamskiej „rokiem delegacji”, miasto również wyprawiło 60-osobową delegację do Mahometa. Odbyła się dyskusja teologiczna, w której podjęto kwestie narodzenia Jezusa, Jego posłannictwa oraz relacji z Bogiem. Wynik dyskusji jednak był bardzo pragmatyczny – Prorok pozwolił chrześcijanom z Nadżranu zachować swoją wiarę pod warunkiem, że zapłacą mu haradż: rocznie 2 tys. sztuk płótna, oraz zapewnią dostawy kolczug, wielbłądów i koni dla jego prawowiernego wojska.
Zapewne, Prorokowi należy się uznanie, skoro odniósł się z takim szacunkiem do Ludu Księgi. Nawet zwolnił ich z obowiązku uczestniczenia w działaniach wojennych, skoro wspierali materialnie armię Proroka. Jednak (być może, po doznaniu kolejnego objawienia) Mahomet rychło zmienił zdanie. W lecie 631 roku dał zadanie jednemu ze swoich współpracowników, Chalidowi Ibn Al-Walidowi, by w ciągu trzech dni dokonał konwersji mieszkańców Nadżranu. Prorok powiedział: „Jeśli posłuchają – przyjmij ich, a jeśli nie, podejmij z nimi walkę zbrojną”. Zwracam uwagę Czytelnika, że nie był to jakiś skrajny fanatyk, odrzucony przez rzesze umiarkowanych muzułmanów. Nie był to jakiś odstępca od głównego nurtu duchowego islamu. Takie zadanie dał Ibn Al-Walidowi sam Prorok Mahomet, założyciel islamu jako takiego, głosiciel nieskażonych ludzkimi fałszerstwami objawień od Allaha! Zauważmy – miasto nie stanowiło żadnego zagrożenia i zgodziło się płacić niemały haracz…
Halid Ibn Al-Walid wyruszył do Nadżranu i rozesłał swoich ludzi, by wołali w mieście: „Aslimu – taslamu!” (dosłownie „upokórczie się, a zostaniecie przy życiu”; w tym kontekście jednak „aslimu” oznacza raczej „przyjmijcie islam”). Takie głoszenie zasad nowej religii widocznie brzmiało przekonująco, bo spowodowało masową konwersję – po trzech dniach większość ludności wyznawała islam. Na wieść o sukcesie kaznodziejskim Ibn Al-Walida Mahomet kazał mu powrócić i sprowadzić do niego reprezentantów nowej gminy muzułmańskiej. Kiedy stanęli przed Prorokiem, zapytał ich: „To wy jesteście tymi, którzy dopiero po przyparciu do muru dadzą się prowadzić? Gdyby Walid nie napisał do mnie, że przyjęliście islam bez walki, strąciłbym wasze głowy do waszych stóp!”
Delegaci jednak pozostali przy życiu i szczęśliwie powrócili do swojego miasta pod koniec stycznia 632 roku. Wkrótce potem Mahomet wysłał do Nadżranu namiestnika, któremu nakazał, by nauczał Koranu i przestrzegania zawartych w nim nakazów. W liście polecającym kazał mu być łagodnym dla tych, którzy przestrzegają prawa i surowym, kiedy staje się niesprawiedliwość, zwiastować ludziom raj i jego dobrodziejstwa, ostrzegać przed ogniem piekielnym, przyjaźnić się z ludźmi, aż nauczą się wiary, zasad i obowiązków. Tych, którzy będą postępować wbrew nakazom Koranu, kazał ścinać. Oczywiście, list zawierał również szczegółowe instrukcje co do wielkości haraczu, jakie miasto ma płacić Mahometowi.
Bardzo interesujące jest następujące zdanie z tego listu: „Kto spośród żydów i chrześcijan stał się prawdziwym muzułmaninem, podlega tym samym prawom i obowiązkom, a kto został przy swojej wierze żydowskiej lub chrześcijańskiej, nie przymuszać do apostazji”. Naprawdę jest to wspaniały gest w kierunku dialogu chrześcijańsko-muzułmańskiego, godny naśladowania. Wystarczy przy tym zapomnieć o tym, że Ibn Al-Walid miał nakaz wszczęcia walki w przypadku odmowy konwersji, i o tym, że świeżo nawrócona delegacja ledwo uszła z życiem. A przecież historyk Ibn Hiszam zarówno pogróżki Mahometa, jak i jego wspaniałomyślny nakaz umieścił na jednej stronie w swojej księdze „As-sira an-nabawija” („Życie Proroka”)!
Tak czy inaczej, kilka miesięcy później Mahomet zmarł. Jednak przed śmiercią zdążył przekazać swoim wiernym wskazówkę do dalszych działań ekumenicznych: „Na Półwyspie Arabskim nie mogą istnieć dwie religie”. Jakkolwiek będziemy interpretować te słowa, następca Proroka, kalif Omar, kazał wysiedlić wszystkich chrześcijan z Arabii. Wiadomo, że jeszcze w roku 676 na terenie Kataru miał miejsce synod „nestoriański”, kierowany przez patriarchę Georgiusza. Niepokorni, ale ułaskawieni chrześcijanie z Nadżranu przenieśli się do miejscowości Al-Kufa (w dzisiejszym Iraku), gdzie jedną z dzielnic nazwano Nadżran.
Do X stulecia na całym półwyspie nie pozostało ani jednej społeczności chrześcijańskiej.
Tak się kończy historia rodzimego chrześcijaństwa Półwyspu Arabskiego. Nie kończy się jednak historia podbojów islamskich oraz eksterminacja niepokornych wyznawców Jezusa w islamizowanych krajach. Dzisiejsze państwo saudyjskie gorliwie kontynuuje dzieło Mahometa, wiernie naśladując go w jego podejściu do chrześcijan. Warto zatem się zastanowić, jakiego rodzaju dialog może podejmować z chrześcijaństwem islam, który zachowuje wierność tym tradycjom. A przecież odrzucenie ich oznaczałoby odrzucenie (przynajmniej części) objawień Mahometa i zakwestionowanie jego posłannictwa.
Co powstrzyma falę gwałtów i mordów w imię Allaha w Europie?