Już następnego dnia po krwawej masakrze w Hiszpanii, która przyniosła Allahowi wielką chwałę i zadowolenie, okrzyki „Allah Akbar” było słychać w Finlandii. W mieście Turku gorliwy muzułmanin zadźgał nożem na jednej z centralnych ulic co najmniej 6 osób. Dwie ofiary zmarły. Z pewnością hurysy już przebierają nogami w muzułmańskim raju czekając na bohaterów pełniących wolę Allaha w dziedzinie eksterminacji niemuzułmanów.
Ile krwi się przeleje, zanim europejscy politycy zauważą, że w Europie toczy się dżihad, czyli religijna wojna muzułmanów przeciwko niemuzułmanom? W połowie sierpnia 2017 r. mamy smutną statystykę: średnio co tydzień odbywa się w Europie co najmniej jeden atak terrorystyczny; w okresie od stycznia do sierpnia 2017 r. z rąk terrorystów zginęły w Europie 63 osoby, ponad 315 zostało rannych, a z 30 ataków terrorystycznych, które miały miejsce w tym czasie w Europie, tylko 2 nie były związane z islamem i muzułmanami. Ale nawet podając listę ataków terrorystycznych, gazety nie nazywają morderców muzułmanami.
Notabene, do Hiszpanii od początku roku 2017 przedostało się ponad 8 tysięcy muzułmańskich dżihadystów, nazywanych dla niepoznaki uchodźcami. A w ciągu 24 godzin po masakrze w Barcelonie Hiszpania przyjęła kolejnych 600. I nikt nie zauważył, że w Maroku, z którego przybywają uchodźcy, w ogóle nie ma wojny ani kryzysu, ani trzęsienia ziemi, ani głodu, ani zarazy – i jeśli nie brać pod uwagę faktu, że panuje tam islam, to jest to kraj ze wszechmiar zdatny do normalnego życia.
Zgadnij, jaką religię wyznawali członkowie „azjatyckiego gangu gwałcicieli” z Anglii…
Co powstrzyma falę gwałtów i mordów w imię Allaha w Europie?