Jako chrześcijanin pragnę odpłacać dobrem za złe i błogosławić tych, którzy nas przeklinają, jak to napisał św. Paweł: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21). Nie oznacza to wszakże, że mam udawać, że zło nie jest złem, a okrutni mordercy są rzecznikami pokoju i miłości. Prawdziwe zwycięstwo zła dobrem może nastąpić tylko wtedy, gdy staniemy wszyscy w prawdzie i przestępca przyzna się do winy i dozna przebaczenia i odpuszczenia grzechu.
Dlatego zacytuję jedno zdarzenie, bardzo przypominające dzisiejsze akcje ISIS, jakie miały miejsce w 1918 r. – w czasach, gdy nikomu nie przychodziło do głowy wyodrębnianie umiarkowanego islamu spośród świata muzułmańskiego wyznającego wiarę w Allaha i naśladującego proroka Mahometa.
W celu ratowania uchodźców asyryjskich z terenów górskich tureckiego sandżaku Hakkari, krótko przed śmiercią patriarcha Mar Szymun zdążył zorganizować schronienie dla 3,5 tys. osób w perskim regionie Choj tuż za granicą turecką. Jednak miejscowi Kurdowie dokonali straszliwych masakr, opisanych później przez ks. Jana Iszo, który cudem ocalał. Opowiadał on o zgromadzonych w jednym karawan-seraju kilkuset Asyryjczykach, rozstrzelanych na dziedzińcu.
W mieście Choj spędzono Asyryjczyków do jednego miejsca i przetrzymywano przez 8 dni podając każdemu do jedzenia jedynie garść prażonego ziarna dziennie. Chodziło o to, by utrzymać ich przy życiu i poddać straszliwym torturom. Pędzeni na miejsce kaźni nie mówili nic, oprócz słów: „Panie, w Twe ręce oddajemy naszego ducha”. Prowadzono ich na śmierć pod przywództwem dwóch sejidów w zielonych turbanach, reprezentujących najwyższe władze religijne islamu. W jednej ręce każdy z nich trzymał Koran, z którego recytował wersety o zabijaniu niewiernych, a w drugiej miecz. Na miejscu ofiarom zaczęto obcinać palce zgodnie z nakazem Koranu (5:33), kawałek po kawałku, aż ucięto ludziom całe ręce. Następnie rzucono ich twarzą na ziemię, jak zwierzęta składane na ofiarę, i unosząc im głowę podrzynano gardła do połowy, by przedłużyć męki. Umierających kopano ciężkimi butami, a potem wrzucano do mogił i zakopywano żywcem.
Silniejszych mężczyzn wyodrębniono z całej grupy i zabrano na poligon, gdzie na nich ćwiczono strzelanie. Kiedy wszyscy padli, wśród nich byli jeszcze ranni, którzy mogli przeżyć. Dowódca muzułmański głośno przysięgał na wszystkie świętości islamskie, że ranni mogą odejść, nie będą już więcej prześladowani. Kilka osób dało się oszukać i się podniosło – natychmiast zostali rozstrzelani.
Młode dziewczęta i atrakcyjniejsze kobiety zostały zmuszone do pójścia do haremu, mimo że błagały o śmierć. Inne poddano takim poniżeniom, że nie da się opisać. Śmierć była dla nich ratunkiem i kończyła straszne cierpienia.
Cały szereg podobnych zdarzeń miał miejsce w 1918 r., co jest opisane w artykule Pamięci męczenników narodu Asyryjczyków (cz. 4: I wojna światowa), który gorąco polecamy