Z dr Moniką Gabrielą Bartoszewicz rozmawia Kajetan Rajski (opoka.pl)
Niekiedy słyszy się w mediach, a nawet pośród „uświadomionych” katolików głosy tego typu, że dżihadyści nie są prawdziwymi muzułmanami, bo w rzeczywistości islam jest rzekomo religią pokoju. Czy to prawda?
Nie, nie jest to prawdą. Wmawia się nam, że taki jest stan rzeczy. Sama fraza, że islam to religia pokoju, została nieszczęśliwie użyta przez prezydenta Stanów Zjednoczonych George’a W. Busha. Wyrażenie to zaczęło później żyć własnym życiem. Jeśli spojrzymy uważnie na Koran oraz na sunnę, czyli tradycję muzułmańską, a także na hadisy – opowieści o życiu „proroka” Mahometa, to zobaczymy, że w islamie przemoc wobec niewiernych jest rzeczą najzupełniej normalną. Jej celem mają się stać wszyscy, którzy nie uznają „proroka”.
Czym jest dżihad?
Dżihad jest muzułmańską „świętą wojną”, toczoną w imię Allaha. Jej celem ma być nastanie panowania muzułmańskiego boga. Początkowo w pojęciu tym znajdowały się wszystkie działania zaczepne islamistów skierowane przeciwko tym, którzy nie uznawali objawień Mahometa. Natomiast w XIX wieku wśród sufitów pojawiła się próba reinterpretacji tego pojęcia, sugerująca, iż dżihad jest wewnętrzną walką każdego człowieka, swoistym zmaganiem duchowym. Nie ma to jednak żadnego uzasadnienia w Koranie. Oryginalny dżihad to zawsze walka zbrojna, stanowiąca święty obowiązek każdego muzułmanina.
Czy interpretacja dżihadu jako walki wewnętrznej przyjęła się wśród muzułmanów?
Przede wszystkim przyjęła się ona pośród ludzi Zachodu. Oczywiście wszystkie organizacje muzułmańskie, działające na rzecz islamu w Europie, zazwyczaj odwołują się do tego typu interpretacji religijnej. Dla przykładu, jedna z amerykańskich instytucji islamskich (CAIR) sfinansowała między innymi kampanię reklamową, w ramach której na ulicach miast pojawiły się billboardy ze zdjęciem młodej muzułmanki w nakryciu głowy z podpisem: „Mój dżihad to przyjaźnienie się z tymi, którzy nie są muzułmanami”. Podsumowując zatem, frazę o pokojowym dżihadzie podchwycili ludzie Zachodu, wmawiający sobie, że w islamie nie ma nic złego. Z kolei sami muzułmanie niekiedy używają tego typu retoryki w celach propagandowych.
Jaki jest stopień islamizacji współczesnej Europy?
Jeżeli popatrzymy na to, co się dzieje w Europie, na pewno mamy powody do niepokoju. Z jednej strony możemy zauważyć ogromne poparcie dla Państwa Islamskiego. We Francji ostatni sondaż wykazał, że około 25 proc. młodych ludzi w wieku 18–26 lat popiera kalifat w Iraku. Z drugiej strony nie ma wystąpień, demonstracji, apeli i deklaracji tak zwanej umiarkowanej większości wyznawców Mahometa. Albo tacy nie istnieją – co jest bardzo prawdopodobne – albo są całkowicie zastraszeni przez dżihadystów. Poszczególne jednostki próbujące coś zorganizować spotykały się ze sprzeciwem i potępieniem ze strony swych religijnych przełożonych, tak było np. w Danii. Musimy pamiętać, że organizacje arabskie mogą być silnie zinfiltrowane przez terrorystów, a znaczna ich część – choć zapewne nie wszyscy – są „uśpionymi” radykałami. Mogą oni planować niekoniecznie wielkie i spektakularne zamachy terrorystyczne, ale bardziej liczne ataki o znacznie mniejszym zasięgu, jak np. niedawno udaremnione w Londynie plany publicznego obcinania głów. W konsekwencji jednak będą zdobywać nowych terrorystów i uczynią znacznie więcej szkód, niż nam się wszystkim wydaje.
Dr Monika Gabriela Bartoszewicz ukończyła International Security Studies na University of St Andrews (Szkocja), gdzie następnie podjęła badania doktoranckie dotyczące potencjalnego zagrożenia terrorystycznego stwarzane przez europejskich konwertytów na islam. Interdyscyplinarne badania nad tym zagadnieniem dr Bartoszewicz prowadziła w Szkocji, Anglii, Holandii, Danii i Polsce. Po powrocie do Polski pracuje w Instytucie Badawczo-Naukowym Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie.
Angela zauważyła islamski terror, ale nadal będzie sprowadzała terrorystów
Polecamy również tekst: