W krajach muzułmańskich o dużej liczbie chrześcijan muzułmanin zazwyczaj żył kosztem niemuzułmanina. Co prawda islam określił chrześcijan i żydów jako ludzi księgi, którym należy się szacunek i ochrona, jednak pod warunkiem, że okażą jak najdalej idącą lojalność, zaakceptują prawo muzułmańskie, zgodzą się ze statusem obywateli niższej kategorii i nie odmówią żadnej usługi na rzecz rządzących.
Zdarzały się okresy, kiedy chrześcijanom nie było wolno jeździć konno, mieć domu wyższego od domu muzułmanina, ubierać się tak samo jak muzułmanie. Do dzisiaj prawo zabrania chrześcijaninowi poślubić muzułmankę, chyba że najpierw przejdzie na islam. Muzułmanin zaś może poślubić chrześcijankę, gdyż zakłada się, że przez sam ten fakt wybranka wyraża zgodę na bycie muzułmanką, a ich potomstwo zostanie wychowane w duchu muzułmańskim. Przyjmując islam, chrześcijańskie niegdyś ludy Bliskiego Wschodu dość szybko ulegały wynarodowieniu, gdyż religia ta w zasadzie nie uznaje narodowości. Ona ją zastępuje.
Liczba chrześcijan Bliskiego Wschodu kurczy się z roku na rok. Jeszcze sto lat temu stanowili oni prawie połowę ludności regionu, obecnie jest ich około 5 procent. Na przykład na początku XX wieku w Turcji było ich 32 procent, teraz 0,6 procent ludności. W roku 1975 w Egipcie 25 procent, obecnie 10-15. W ciągu 50 lat drugiej połowy XX wieku w Syrii ich stosunek do ogólnej liczby mieszkańców spadł z 40 procent do 8, w Iranie z 15 procent do 0,5, w Iraku z 35 procent do 5. Zdominowane dzisiaj przez ludność muzułmańską Nazaret i Betlejem w początkach XX wieku były zamieszkiwane głównie przez chrześcijan. Inwazja amerykańska do Iraku i następująca po niej „wiosna arabska” na początku XXI wieku otworzyły drogę do ogłoszenia Państwa Islamskiego (ISIS), które zajęło się masową eksterminacją ludności niemuzułmańskiej.
Na poniższej mapce ukazane są liczby chrześcijan w procentach ludności krajów Bliskiego Wschodu (dane z roku 2016): od 40,5% w Libanie do 0,2% w Turcji.
Współwyznawca żyjący na drugim krańcu świata jest dla niejednego muzułmanina niekiedy bliższy od chrześcijańskiego współobywatela i sąsiada. „O wy, którzy wierzycie! Nie bierzcie sobie za przyjaciół żydów i chrześcijan” (Koran V, 51). Prawo religijne i panujący w krajach muzułmańskich system edukacji kreują przekonanie, że istnienie innej kultury to symptom słabości, oznaka porażki ideologicznej, obraza Najwyższego. To nie przypadek, że pogróżki, które przywódca czeczeński Dżohar Dudajew kierował pod adresem Moskwy: „Nie spoczniemy, dopóki zielony sztandar Proroka nie zawiśnie nad Kremlem”, zyskiwały aplauz wcale niemałej części muzułmańskich mas i mobilizowały ochotników do przyłączenia się do mudżahedinów w górach Kaukazu. Podobnie było w Bośni i Hercegowinie oraz w Kosowie, gdzie część wojowników z różnych krajów islamskich osiedliła się na stałe, a część przeniosła się do Afganistanu.
Niemal we wszystkich konstytucjach krajów muzułmańskich znajdziemy zapis: „Religią państwa i głównym źródłem prawa jest islam”. „Wychowanie muzułmańskie” jest, jeśli nie najważniejszym, to jednym z najważniejszych przedmiotów nauczania w szkołach. Wiele tekstów w elementarzach do nauki języka arabskiego ma charakter ideologiczny i konfrontacyjny. U uczniów nie wyrabia się odruchu tolerancji, lecz przeciwnie – zachęca się ich do dystansowania się od wyznawców innych religii.
Na liście krajów (OpenDoors 2015), gdzie prześladowani są chrześcijanie, aż 9 krajów w pierwszej dziesiątce to kraje islamu – za nielicznymi wyjątkami cała lista składa się z krajów muzułmańskich
To, że islam pozostaje religią oficjalną w krajach Bliskiego Wschodu, ogranicza awans społeczny i polityczny niemuzułmanów i powoduje, że prawo nie jest równe dla wszystkich obywateli. Chrześcijanie nie mogą piastować wysokich urzędów w państwie. Co prawda zdarza się, że aby poprawić swój wizerunek w świecie lub osiągnąć doraźne cele taktyczne, tekę ważnego resortu powierza się chrześcijaninowi. Przy mianowaniu kandydata musi być jednak pewność, że jest on gotów podejmować działania niekiedy godzące w interes swojej grupy religijnej i przymykać oko na przejawy jej dyskryminowania. Najlepszym tego przykładem był Tarik Aziz w ekipie Saddama Husajna. Nie tylko nie przyznawał się do asyryjskiego pochodzenia, lecz twierdził nawet, że Asyryjczyków w Iraku w ogóle nie ma.
Chrześcijanie Bliskiego Wschodu są marginalizowani i osaczeni. To, że przetrwali w takich warunkach do dziś, graniczy wprost z cudem. Prawdopodobnie nigdzie na świecie nie przelano tyle niewinnej krwi za przynależność do chrześcijaństwa, ile tam. Dzieje kalifatów i emiratów arabskich oraz sułtanatów tatarskich i tureckich to między innymi historia pogromów chrześcijan.
Jako źródło poznania dominującego sposobu myślenia w świecie muzułmańskim i skali wpływu nań edukacji religijnej mogą służyć przeprowadzone przez stację telewizyjną al-Dżazira sondaże opinii publicznej, drukowane na jej stronach internetowych. Aż 83,4 procent respondentów uważa na przykład bin Ladena za bojownika za wiarę, a nie terrorystę. Dla ludzi nieobeznanych z realiami świata islamu wyniki te mogą być szokujące, podobnie jak szokująca może być informacja, że aby móc zbudować kościół w „demokratycznym” Egipcie, kraju 120 tysięcy meczetów, potrzebna jest zgoda 13 urzędów, a na koniec podpis samego prezydenta. Choć al-Dżazira jest raczej głosem islamskich radykałów, nie można zarzucić wynikom jej sondaży, poza tym, że odzwierciedlają opinie mających dostęp do Internetu, nierzetelności. Zapewne sporą część biorących w nich udział stanowią imigranci żyjący w krajach zachodnich.
Do zachodnich mediów dociera niewiele informacji o szykanach czy zabójstwach chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Skala tego zjawiska jest różna w różnych krajach. W Egipcie dość powszechną praktyką stały się porwania chrześcijanek, nawet niepełnoletnich, przez muzułmańskich fanatyków i na nic zdają się rozpaczliwe prośby i posty krewnych podejmowane w intencji zaoszczędzenia porwanej fizycznych i psychicznych cierpień.
O skali dramatu ludności koptyjskiej w Egipcie dobitnie świadczy treść niedzielnego kazania z marca 2004 roku patriarchy koptyjskiego: „Otrzymałem skargi od rodziców, których córki poszły po zakupy do supermarketów. Podczas oglądania towaru podeszły do nich wilki w ludzkiej skórze, oznajmiając, że wygrały cenne nagrody, które trzeba odebrać w biurze na piętrze. Większość już stamtąd nie wróciła do domu. Dokąd je zabrali? Nie wiemy. Najbardziej smutne jest to, że rodzice wysyłają kopie swych skarg także do policji. Ale jeszcze nie wszczęto żadnego dochodzenia. Czy nie dosyć nam przykrości i łez? Jak długo sama nasza obecność będzie prowokować do rozprawiania się z owcami?”.
W Egipcie chrześcijanin nie może być rektorem wyższej uczelni, dziekanem wydziału, nauczycielem języka arabskiego, lekarzem ginekologiem, prezesem sądu jakiejkolwiek instancji, banku, poważnej firmy lub instytucji państwowej. A także wojewodą, prezydentem miasta, wyższej rangi oficerem w policji czy wojsku. Chrześcijańska młodzież jest dyskryminowana w szkołach i na uniwersytetach, w których prawie całą kadrę nauczycielską tworzą muzułmanie. Na dwa tysiące nauczycieli akademickich zatrudnionych w Uniwersytecie Asjut tylko sześciu to chrześcijanie. W najstarszej i całkowicie bezpłatnej uczelni al Azhar, niekiedy nazywanej Sorboną świata muzułmańskiego, obowiązuje zakaz przyjmowania chrześcijańskich obywateli na jakikolwiek kierunek studiów, podczas gdy co roku z jej stypendiów korzysta kilkudziesięciu młodych muzułmanów z różnych krajów świata, także zislamizowanych Europejczyków.
We wszystkich szkołach państwowych całkowicie przemilcza się historię miejscowego chrześcijaństwa, religii, która panowała na tej ziemi kilka wieków, zanim pojawił się islam. Relacje o walce wyzwoleńczej Egipcjan spod panowania brytyjskiego wypełniają całe tomy i są obowiązkowe w programach nauczania, podczas gdy na temat ruchu oporu przedmuzułmańskich mieszkańców wobec Greków, Bizantyjczyków i innych nie ma ani jednego opracowania książkowego. Na żadnym uniwersytecie nie działa najskromniejsza nawet placówka poświęcona historii, tradycji czy filologii koptyjskiej, grupy liczącej od 6 do 10 milionów obywateli Egiptu. Obliczono, że w państwowych rozgłośniach radiowych i stacjach telewizyjnych sprawy koptyjskie nie zajmują więcej niż 0,2 procent programów.
Do prymitywnej agitacji i nietolerancji zachęca się nie tylko w niektórych meczetach (takie przesłanie mają niekiedy piątkowe kazania), lecz nawet w supermarketach. Okazuje się, że niektóre popularne supermarkety w Kairze i Aleksandrii działają na rzecz organizacji ekstremistów islamskich. Młoda chrześcijanka, zachęcona do wzięcia udziału w losowaniu „cennych nagród”, podaje swoje dane i podpisuje kupon. Następnie nagle dowiaduje się, że z własnej woli została muzułmanką. Prawdopodobnie za pozyskanie nowego wiernego właściciele owych sklepów lub ich mocodawcy otrzymują nagrodę z przeznaczonego na takie cele funduszu założonego przez bliżej nieznane instytucje „charytatywne”. Wiele takich instytucji działa aktywnie i legalnie nie tylko w krajach muzułmańskich. Bardzo wymowny jest pomysł, na który wpadli ostatnio niektórzy islamiści w Egipcie, obrania jako symbolu religijnego groźnego rekina z napisem „Nie ma Boga prócz Allaha”. Ma on być przeciwwagą dla używanego od dwóch tysięcy lat przez chrześcijan symbolu małej rybki z napisem Jezus.
Inspiracją do takich działań jest utrwalony i pielęgnowany fanatyzm, który torpeduje próby ułożenia normalnych stosunków z „niewiernymi”. Ciągłe apele koptyjskich intelektualistów do opinii światowej i prezydenta Egiptu o wstrzymanie fali terroru i przemocy przeciwko chrześcijanom pozostają bez echa. Co roku dziesiątki porwanych koptyjek przechodzi na islam pod groźbą utraty życia. Siedemnastego czerwca 1981 w kairskiej dzielnicy Zawia al Hamra z rąk ekstremistów muzułmańskich poniosły śmierć dziesiątki ludzi: dzieci wyrzucano z okien na oczach przerażonych rodziców, podpalano kościoły, rabowano sklepy i mieszkania – relacjonowali świadkowie. W styczniu 2000 roku przy bierności obecnej na miejscu policji pozbawiono życia 25 mieszkańców chrześcijańskiego miasteczka al Kosze. Kiedy sąd najwyższy Egiptu uniewinnił sprawców także i tej masakry, patriarcha koptyjski oświadczył: „tym razem apelacje złożymy do Boga”. Szóstego marca 2004 w miasteczku Salamon w prowincji Suhadż pewien fanatyk zabił siekierą dwóch chrześcijan za to, że jego osioł ugrzązł w pobliżu ich domu.
Przez cały czas istnienia świata arabskiego chrześcijanie odznaczali się aktywnym zaangażowaniem społecznym i naukowym oraz patriotyzmem. Jako najbardziej wykształcona część tamtego społeczeństwa założyli pierwsze organizacje i partie polityczne. Dużo im zawdzięcza arabski ruch narodowy.
Okazuje się jednak, że taka postawa niczego nie zmienia. Od wojen krzyżowych jakakolwiek interwencja Zachodu w świecie islamu, bez względu na przyczyny i cele, stwarza niezręczną dla chrześcijan sytuację, pogarsza ich położenie, nieraz nawet pociąga za sobą niewinne ofiary. Patrzy się na nich jako na wspólników wroga. Europa, choć laicka, nadal jest uważana za kontynent chrześcijański.
Wraz z kurczeniem się liczby chrześcijan w krajach arabskich, kurczy się także ich udział w życiu politycznym. Jest to na pewno strata, ale nie tylko dla nich. Wiele stronnictw o arabskiej dotąd proweniencji stopniowo przekształca się w partie islamskie. W nowych strukturach byli założyciele i działacze chrześcijańscy czują się obco. O syryjskim chrześcijaninie, Michealu Aflaqu, twórcy Socjalistycznej Partii Odrodzenia Arabskiego (Baas), iracka prasa napisała, że na łożu śmierci nawrócił się na islam i przyjął imię Ahmad.
Czy chrześcijanie Bliskiego Wschodu będą mogli oddychać pełnią piersią dopiero wtedy, kiedy tamte społeczeństwa ogarnie wstrząs podobny do Rewolucji Francuskiej i pojawią się utalentowani reformatorzy? Jeśli tak, długo jeszcze przyjdzie poczekać na takie zmiany. Na razie „arabska wiosna” doprowadziła tylko do radykalizacji islamu i powstania Państwa Islamskiego…