Uchodźcy z Erytrei w Niemczech

Udostępnij to:
Share

Będąc w Niemczech spotkałem kobietę z Erytrei, chrześcijankę. Na szczęście dobrze mówiła po arabsku, dlatego można było się z nią dogadać. Opowiedziała swoją historię, która bardzo mnie poruszyła, zwłaszcza w kontekście często spotykanej w Polsce sympatii dla islamu.

Życie w Erytrei jest praktycznie niemożliwe. Zarobki są katastrofalnie niskie, ceny bardzo wysokie. Oprócz tego ciągła nagonka na chrześcijan i sprowadzanie do Erytrei zagranicznych imamów umacniających i radykalizujących islam. Dziesiątki Erytrejczyków postanawiają ucieczkę – lecz z powodu braku środków na dalszą wędrówkę, większość musi spędzić dłuższy czas w Sudanie, by zebrać trochę pieniędzy.

Sudan to odrębna historia – jest to kraj, w którym przez kilkadziesiąt lat muzułmański rząd Północy prowadził wojnę z bezbronną chrześcijańską ludnością Południa, bombardując miasta i pacyfikując wioski. Na oczach całego świata legalny uznany na arenie międzynarodowej rząd Sudanu wymordował kilka milionów chrześcijan, obywateli własnego kraju, z powodu wyznawanej przez nich wiary. Dopiero ostatnio udało się utworzyć osobne państwo Sudan Południowy, w którym większość stanowią chrześcijanie, jednak prześladowania nie ustały, a bieda potęguje cierpienie wszystkich ludzi.

Wracając do naszej Erytrejki: kobieta z najbliższą rodziną uciekła do Sudanu, gdzie przez około roku razem próbowali uzbierać jakieś pieniądze. Potem rodzice wrócili do Erytrei pozostawiając córkę pod opieką wuja. Wujek szybko załatwił dla niej pracę służącej u sudańskiego muzułmanina, który w rzeczywistości nabył ją jako niewolnicę. Niewolnictwo w islamie to też odrębny temat, zachęcamy do poczytania.

Więc zamiast zarabiania i zbierania pieniędzy biedna dziewczyna została niewolnicą muzułmanina, który ją gwałcił, bił i zmuszał do ciężkiej pracy. Urodziła z nim dwoje dzieci, ale sytuacja jej nie polepszyła się. Pozostając wierną Jezusowi, kobieta znalazła w pobliżu kościół koptyjski, do którego potajemnie uczęszczała razem z dziećmi. Wychodziła wcześnie rano, i musiała wrócić, póki jej właściciel jeszcze spał.

Jednak sprawa wyszła na jaw: muzułmanin zorientował się, że jego niewolnica z dziećmi gdzieś wychodzi, wytropił ją i z policją przyszedł do proboszcza grożąc pogromem, jeśli parafia pozwoli jego niewolnicy uczęszczać na nabożeństwa. (To jest dobry przykład tolerancji muzułmanów dla ludu księgi.) Ksiądz dla uratowania wspólnoty prosił, by kobieta już nie przychodziła do kościoła.

Chrześcijanka nie mogła żyć bez Jezusa i sakramentów. Znalazła inny kościół, znacznie dalej od domu, gdzie przez jakiś czas uczęszczała, zanim właściciel znowu o tym się dowiedział. Tym razem mocno ją zbił i groził, że zabije, jeśli ona ponownie spróbuje pójść do kościoła. Wtedy postanowiła uciec.

Jednak z Sudanu za bardzo nie ma gdzie uciekać. By się wydostać z kraju, trzeba przejść przez pustynię, gdzie w dzień jest palący żar, a w nocy mróz. Cierpiąca kobieta modliła się o śmierć, którą uznała za lepsze wyjście niż pozostawanie u tego muzułmanina, gdzie musiała znosić tyle poniżenia i bólu. Bóg ją ocalił, i po kilku latach tułaczki i niewyobrażalnych cierpień kobieta razem z dziećmi znalazła się w Niemczech.

I co ją tu czekało? Trafiła do obozu uchodźców razem z kilkoma setkami muzułmanów z Erytrei i kilkoma chrześcijanami. Niestety, Niemcy ze swoim brakiem wyobraźni myśleli, że wszyscy uchodźcy z Erytrei będą solidarni i przyjaźnie nastawieni do siebie nawzajem, jednak rzeczywistość „religii pokoju” jest inna. Święty Koran zakazuje muzułmaninowi przyjaźnić się z niewiernym, więc współtowarzysze niedoli na wszelkie możliwe sposoby czynili chrześcijańskim uchodźcom z życia piekło. Musiała nawet ingerować policja, i w końcu chrześcijanie zostali odizolowani od muzułmanów.

Tak oto po strasznych cierpieniach i niewyobrażalnym poniżeniu, bólu, strachu, kobiecie tej udało się zdobyć chwilę wytchnienia. Mieszka razem z dziećmi, już nastolatkami, i regularnie uczęszcza do pobliskiego prawosławnego kościoła.

Tymczasem Niemcy przekazali dla muzułmańskich uchodźców duży klasztor katolicki jako ośrodek do zamieszkania tymczasowego. Czy ci ludzie jeszcze w ogóle myślą?