Jeśli Państwo Islamskie – jak wmawiają nam media – jest wypaczeniem prawdziwego, pokojowego, umiarkowanego i w ogóle ludzkiego islamu, to oznaczałoby, że taki to wypaczony islam jest jedyną wersją islamu wyznawanego na całym świecie. Bo w ramach tej samej zbrodniczej ideologii zamordowano 110 tys. niewinnych osób w ponad 60 krajach, i z całego świata gorliwi muzułmanie (i nawet muzułmanki) jadą do Syrii i Iraku by walczyć na drodze Allaha, jak nakazuje święty Koran:
Wyruszajcie – lekko i ciężkozbrojni! Walczcie waszymi majątkami i waszymi duszami na drodze Allaha! To jest dla was lepsze, gdybyście mogli wiedzieć! (sura 9:41)
Niechże walczą na drodze Allaha ci, którzy za życie tego świata kupują życie ostateczne! A kto walczy na drodze Allaha i zostanie zabity albo zwycięży, otrzyma od Nas nagrodę ogromną. (sura 4:74)
W szeregach ISIS walczą muzułmanie zarówno z Czeczenii, jak i z Arabii Saudyjskiej, a rządy krajów Zatoki Perskiej mają, według orzeczenia szejka al-Arefego, wypłacać zasiłki rodzinom walczących. Według danych CNN, już w 2014 r. ponad 2500 bojówkarzy ISIS przyjechało do Syrii z Europy i USA (wykres poniżej), w tym 700 z Francji, 500 z Wielkiej Brytanii, 400 z Niemiec, 300-500 z Belgii, 130 z Holandii, 100 z Austrii, 100 z USA.
W przeliczeniu na milion mieszkańców (zob. wykres poniżej), najwięcej żołnierzy w 2015 r. dała Państwu Islamskiemu Jordania, a za nią Tunezja, Arabia Saudyjska, Bośnia i Hercegowina oraz Kosovo. Przodują również Turkmenistan, Albania i Palestyna (o której wszystkie media na Zachodzie trąbią, że walczy tylko z Izraelem), a także Uzbekistan i Tadżykistan, jeszcze niedawno Republiki Radzieckie, gdzie nie było mowy o ekstremizmie religijnym.
Mając to wszystko na uwadze już się nie zdziwimy, że również tysiące obywateli Chin wyznających islam przybyły do Syrii w ciągu kilku lat, zaczynając od roku 2011, by wnieść swój wkład w wymordowanie ok. 400 tys. osób – ofiar dżihadu nazywanego wojną domową. Większość z chińskich muzułmanów nie rozumie ani słowa po arabsku, a dżihad prowadzą w szeregach przeróżnych ugrupowań: front Nusra, ISIS, Ahrar asz-Szam, ale przede wszystkim w szeregach Islamskiej Partii Turkestanu w Syrii. Dzięki temu każdy może zrozumieć, że są tutaj nie jako sympatycy Turkestanu czy Syrii, tylko jako prawdziwi wyznawcy prawdziwego islamu. Celem tego ugrupowania (jak zresztą większości grup prowadzących dżihad w Syrii) jest usunięcie rządu Baszara Asada jako zbyt sekularnego (niemuzułmańskiego), i ustanowienie zamiast niego prawdziwego władcy muzułmańskiego, który egzekwowałby koraniczne prawo szariatu.
Oficjalnie Chiny są sojusznikiem Baszara Asada, i razem z Rosją kilkakrotnie korzystały z prawa weta w głosowaniach ONZ skierowanych przeciwko rządowi Syrii. Dlatego też Chiny podjęły współpracę z wywiadem syryjskim, i z tego samego powodu w Chinach rozpoczęły się ataki terrorystyczne. W marcu 2017 r. muzułmanie chińscy narodowości ujgurskiej wysłali pogróżki do rządu Chin obiecując „rzeki krwi”.
Li Wei, chiński ekspert d/s terroryzmu, uważa, że Chińczycy walczący w Syrii stwarzają też zagrożenie dla bezpieczeństwa Chin. Wygląda na to, że Chińczycy są mądrzejsi od Europejczyków, którzy wciąż nie zauważają zagrożenia i wierzą w bajki o tym, że muzułmanie są przeciwnikami terroryzmu. Na przykład Francja nadal nie widzi związku między islamem a terroryzmem islamskim, a przecież we Francji już 15 ataków dla Allaha miało miejsce od 2015 r., w których 238 osób zginęło z rąk dżihadystów.
Ofiary religii pokoju w marcu 2017 r.: 922 zabitych, 1110 rannych