Niejednokrotnie pomoc z Polski, przekazywana do Syrii i Iraku, rozprasza się gdzieś między zamożnymi muzułmanami trzymającymi władzę i nie dociera do tych, dla których jest przeznaczona. W dobrej wierze zaczynamy się zastanawiać nad tym, czy nie powinniśmy przyjąć chrześcijańskich uchodźców z Syrii, by dać im możliwość rozpoczęcia nowego życia w Europie.
Jednak im nie o to chodzi, i oni nie tego od nas oczekują. Chrześcijanie Bliskiego Wschodu pragną pozostawać na swojej ziemi, gdzie mieszkają od tysięcy lat, i skąd systematycznie są wyrugowywani przez panujących muzułmanów. Tak się dzieje w każdym kraju natychmiast, jak tylko muzułmanie otrzymuja więcej władzy: przykładami najnowszymi są do niedawna chrześcijańskie Betlejem, zajęte przez ISIS miasta, a także odebrane Państwu Islamskiemu przez Kurdów chrześcijańskie miejscowości.
Usunięcie z Iraku Saddama Husajna dało chrześcijanom nadzieję na utworzenie obwodu autonomicznego, jednak nowopowstała „demokracja” iracka nie przewiduje udziału chrześcijan w rządzeniu krajem, nawet w regionach, gdzie stanowią oni absolutną większość. Władze muzułmańskie nie dopuściły do tego, a Zachód nie poparł chrześcijan. W międzyczasie powstało Państwo Islamskie, i wspólnota chrześcijańska w Mosulu przestała istnieć (a przecież Mosul to starożytna Niniwa, stolica Asyryjczyków, którzy zostali chrześcijanami już w I wieku!!!); nie zostało chrześcijan również w mieście Bakhdida, gdzie prawie wszyscy (50 tys. mieszkańców!!!) wyznawało wiarę w Jezusa.
Nie jesteśmy w stanie wpłynąć na polityków, by pomogli chrześcijanom odzyskać swoje domostwa i ziemię, ale możemy im czynnie pomóc, by zostawali w regionie wśród współwyznawców i nie musieli emigrować do Europy, gdzie niechybnie stracą tożsamość kulturową i religijną, a być może nawet i wiarę. Możemy wesprzeć np. wspólnotę Asyryjczyków w Istambule, która daje schronienie dziesiątkom tysięcy chrześcijan z Syrii. Bez naszej pomocy mała parafia asyryjska niewiele może uczynić…
Numery kont i adres do wysyłania paczek podaje strona szlomo.org