– Nazywam się Melke Tok, jestem księdzem – zaczyna swoją opowieść chrześcijański kapłan z tureckiego Kurdystanu. – Zostałem porwany przez Hezbollah. Zakopali mnie żywcem w ziemi.
Małą wieś Midyn w okręgu Mardin zamieszkują wyłącznie chrześcijanie obrządku syryjsko-ortodoksyjnego. To jedna z nielicznych enklaw w Turcji, gdzie przetrwało chrześcijaństwo wywodzące się z historycznego patriarchatu Antiochii. Kościół używa tam w liturgii syriackiego – dialektu języka aramejskiego, którym władał sam Zbawiciel. Melke Tok jest tam proboszczem. Uczy dzieci liturgii i śpiewu, modli się, odprawia nabożeństwa. Nikomu nie wadzi. Jednak w oczach muzułmańskich fanatyków jest groźnym przeciwnikiem, wręcz wrogiem, którego trzeba unicestwić. Jest chrześcijaninem.
Tymi słowami zaczyna się artykuł opublikowany w gazecie „Nowe państwo” nr 43 (204), 22.09.1999 r. Ksiądz Melke Tok został porwany w drodze z miejscowości Azah do Psorino, gdzie odprawiał nabożeństwa. Wyciągnięto go z taksówki, którą jechał, związano ręce, a na oczy położono jakąś chustę. Wepchniętego do furgonetki księdza wieziono w nieznanym kierunku. Porywacze zabrali mu pieniądze, dokumenty, książeczkę do nabożeństwa – wszystko, oprócz zegarka. Po przybyciu do nieznanej miejscowości, księdza wepchnęli do worka, który zawiązali nad głową. Worek ciągnęli po ziemi, a kiedy ksiądz zaczynał jęczeć z braku powietrza, bili go kijem po głowie krzycząc: „Świnio, jeśli się jeszcze odezwiesz, wrzucimy cię do studni!”
Noc ksiądz spędził w pustym śmierdzącym chlewie, ze skutymi łańcuchem nogami. Na szczęście, ręce miał wolne, dzięki czemu mógł opędzać się od szczurów.
ksiądz Melke Tok
Prawdopodobnie w związku z rozpoczętymi poszukiwaniami porwanego księdza porywacze przenieśli go na kilka godzin z chlewu do wykopanego w ziemi dołu. Następnie umieszczono go z powrotem w chlewie. W nocy przeprowadzono z księdzem debatę teologiczną, o której ksiądz Melke opowiada:
Była noc. Nade mną rozległy się głosy. Przyprowadzili kogoś wykształconego. „Mam z tobą do pomówienia” – powiedział głos z góry. „Mów” – odpowiedziałem. – „Do której księgi należysz?” – „Uznaję tylko Ewangelię”. „Stary Testament uznajesz?” – „Tak, uznaję”. „A Koran uznajesz?” – „Nie, Koranu nie uznaję. Nie ma nic o Koranie ani w Starym, ani w Nowym Testamencie”. „Dlaczego wy uważacie, że Bóg dzieli się na trzy części? Uważacie, że Bóg ma rodzinę?” – „Każdy chrześcijanin, który powie, że Chrystus nie jest Synem Bożym, nie jest chrześcijaninem”. Trochę poruszyłem nogami, bo już mi zdrętwiały; on to zauważył. „Za luźno go związaliście” – powiedział mój rozmówca do porywaczy. Ci szybko ścisnęli łańcuchy i poszli sobie. Myślałem, że umrę, taki odczuwałem ból. Z nóg lała się krew. „Na Boga, poluzujcie, zwiążcie tak jak wczoraj” – krzyczałem. Nie słyszeli…
Następnego dnia porywacze wepchnęli księdza do wykopanego dołu, który przykryli deskami i zasypali z góry kamieniami i ziemią. Dusząc się pod ziemią ksiądz Melke modlił się o śmierć, lecz w widzeniu zjawił mu się nieżyjący już biskup Efrem, który go wyświęcił, i powtarzał: „Nie bój się”. Kiedy ksiądz stracił przytomność, porywacze odsłonili na krótko ziemię i kamienie. Melke ocknął się i zaczął błagać porywaczy, bo go zabili i nie męczyli więcej. „My wiemy, kiedy cię zabić” – odpowiedzieli i znowu zasypali go w grobie.
Tym razem ksiądz zaczął obmacywać ziemię, poruszył deski i do dołu posypały się kamienie i ziemia. Zrobił się otwór, i ksiądz Melke Tok mógł wydostać się z grobu. Niepostrzeżenie udało mu się minąć dom, gdzie spali porywacze i wyjść z wioski. Idąc jakiś czas minął jeszcze kilka wiosek, aż nad ranem schował się w jednej z nich.
– Wyszła jakaś kobieta – opowiada kapłan. – Wstałem i zapytałem po kurdyjsku: „Siostro, nie ma tu posterunku policji?” Ona na mój widok zemdlała. Schowałem się znowu, przybiegły jej dzieci. „Mamo, mamo, co się stało?” – pytały i cuciły ją wodą. Gdy doszła do siebie, powiedziała: „Widziałam anioła lub dżina”. Czekałem dalej. Wkrótce zobaczyłem pasterza prowadzącego stado owiec. Podszedłem i spytałem: „Co to za wioska?” – „Sarkani” – odpowiedział. Potem popatrzył na mnie. „Zmarzłeś, wejdź do domu” – rzekł. Wszedłem. Zobaczyłem tam wielki gobelin na ścianie, a na nim Chrystusa; a to był muzułmanin, Kurd. Na gobelinie siedział wróbel. „To oswojony ptak?” – zapytałem. „Nie – odpowiedział. – Wpadł dziś do domu i usiadł na gobelinie, syn chciał go wyrzucić, ale nie dałem mu. Jeśli tu przyleciał, widocznie potrzebuje u nas schronienia. On jest zwiastunem. To ty jesteś tym ptakiem” – tak mówił do mnie Kurd. „Nie bój się – dodał. – Nawet jeśli będą chcieli mnie zabić, nie wydam cię. Wiem, kim jesteś. Mówili o tobie w telewizji. Niech Bóg zburzy domy tych, którzy ci to zrobili”.
Człowiek, u którego schronił się ksiądz Melke, był jedynym człowiekiem w wiosce niepowiązanym z tureckim Hezbollahem, którego członkowie byli zamieszani w porwanie. Bał się zadzwonić na policję, gdyż centralę telefoniczną obsługiwał człowiek z Hezbollahu. Poprosili o pomoc sąsiada mającego samochód, lecz on odmówił bojąc się, że mogą za to zabić i jego i jego rodzinę.
W końcu syn gospodarza zatrzymał autobus jadący do Nusajbinu, i ksiądz w marynarce tego człowieka i z chustą przykrywającą dół twarzy nierozpoznany opuścił wieś. Wysiadł z autobusu w pobliżu posterunku policji.
Ksiądz podejrzewa, że cała sprawa wyszła od bimbasziego (gubernatora) miejscowości Azahu, który liczył na okup. Jednak ingerencja wyższych od niego władz oraz zagranicznych placówek dyplomatycznych zmusiła go do zorganizowania poszukiwań. Widząc ocalonego księdza, bimbaszi ucałował go, i nawet dał mu pieniądze – dokładnie taką kwotę, jaką zabrali porywacze, mimo że nikt o tej sumie nie wspominał. Ksiądz Melke nie wyklucza, że to były te same pieniądze. Kiedy po kilku tygodniach księdza wezwano na policję, pokazano mu ludzi, którzy się przyznali do porwania. Jednak ksiądz do dziś dnia nie ma pewności, czy osądzono naprawdę winnych…
źródło: Nowe Państwo
Zobacz i posłuchaj, jak ksiądz Melke Tok mówi w języku Jezusa Chrystusa: